Jak wygląda „współpraca” z PZPN? Do czego się zobowiązałem?

Zakulisowe tematy często elektryzują bardziej niż to, co wydarzyło się oficjalnie. Możecie mi wmawiać różne bajki, ale nie uwierzę w żadną, która powie, że tak nie jest. Dużą część z Was zżera ciekawość, by dowiedzieć się jak to jest podjąć, na tym etapie jeszcze użyję słowa, „współpracę”, z PZPN? Sam byłbym ciekaw!

W końcu, co by się nie działo, to jest największa pozarządowa organizacja w naszym kraju. Zaś o prezesie niejednokrotnie mówi się częściej niż o politykach, a selekcjoner jest „drugą najważniejszą osobą w kraju”, zaraz po prezydencie 😉

Będziesz grubo zaskoczony liczbą zobowiązań, które musiałem podjąć. Ilością podpisanych papierów, dokumentów i umów. Ba! To wszystko jest niczym przy tym, jakie bitwy musiałem stoczyć, by dostać szansę. Ilu influencerów musiałem pokonać, jak wiele rozmów przejść… Tym wszystkim się dziś z Tobą podzielę.

Jak to się zaczęło?

Któregoś pięknego dnia… A gdzież tam pięknego! To był zimny, pochmurny i ogółem taki jakiś ponury dzionek. Dobrze wiecie, że to co ja uwielbiam, to piłkarskie trykoty, a nie zabawę w zakrzywianie rzeczywistości i udawanie perfekcyjnego życia z instagramowych zdjęć. Dzwoni do mnie Artur Banach, twórca KitsUP i mówi – ponoć PZPN wysłał do Ciebie maila i nie odpisujesz. Patrzę… jest! Faktycznie napisała osoba z PZPN i od razu w pierwszej wiadomości wali prosto z mostu, że jest kibicem Liverpoolu. I co tu się dziwić, że takich maili nie odbieram? ;p

Miłośnik „The Reds” piszący do fana Manchesteru United. Czyż to nie jest przepis na wieloletnią przyjaźń? Lepiej zapowiadała się tylko kariera Dawida Janczyka. Albo i nie. Bo potem doczytałem, że zbiera koszulki LFC. Odpisałem więc jedyną rzecz jaką w ogóle można było napisać: koszulki łączą, a nie dzielą. I jak myślisz inaczej, to idź się lecz na nogi, bo na głowę już za późno. Uratuj chociaż piszczele.

Natomiast z tych mniej istotnych faktów chodziło o to, czy byłbym chętny pogadać o nowej koszulce reprezentacji Polski. Tak po prostu, bez zobowiązań. Przez telefon albo w siedzibie związku. O koszulkach to… zawsze, wszędzie i o każdej porze! Umówiliśmy się na spotkanie. Oczywiście ubrałem koszulkę „Czerwonych Diabłów” i pojechałem 😉

Kogo spotkałem w PZPN?

Jadąc do siedziby miałem takie myśli, że gdzie mi się tam pchać? Zwykły prosty chłop ze mnie. Zasięgi takie, że jak to czytasz to pewnie… przez przypadek. Jak ktoś już do mnie pisze, to dziewięćdziesiąt dziewięć i pół osoby na setkę, chce abym sprawdził oryginalność koszulki. I potem mają mnie głęboko w dupie, chyba że akurat mają kolejną do sprawdzenia.

Nie mogłem rozkminić po co tak wielkiej korporacji ziomek mojego pokroju. Porównując moje najlepsze medium, które liczy 1,9 tys. obserwujących na fb, do ich konta Łączy Nas Piłka z przeszło 1,4mln followersami… wyglądam gorzej niż bazarowy kapiszon przy największej armacie świata.

Wchodzę, patrzę i… okłamali mnie na „Dzieli nas piłka”! Nie ma Baby. Układ też inny. Mareczek nie śmiga po korytarzu. Zamiast tego, przychodzi gość w moim wieku i już w pierwszych zdaniach mówi: „jestem koszulkowcem”. I poszło. Poczułem, że złapaliśmy flow. Obgadaliśmy całą masę tematów, od starszych premier do ostatniej na mundial w Rosji, przechodząc przez różne modele koszulek itd. Wiesz jak to jest, gdy dwóch pasjonatów siada do pogawędki? O, już jest tak późno?

Zaspokajając Waszą ciekawość. Czy już wtedy poznałem koszulki? Nie i nawet o to nie pytałem. Przecież jaśniejszym niż słońce jest fakt, że ktoś nie zdradzi zupełnie obcej osobie wyglądu strojów na luźnej pogawędce. Pytanie o cokolwiek związanego z przedpremierową wiedzą o koszulkach w takiej sytuacji byłoby bardziej niestosowne niż podejście do właściciela Lamborghini i palnięcie: ile pali? No tyle ile wlejesz. Więcej nie.

„Jestem koszulkowcem”

Zatrzymam się chwilę przy określeniu „jestem koszulkowcem”. Gdybym miał postawić hajs, to w ciemno rzuciłbym stówkę, że spotkam się z typowym przedstawicielem korpo – menedżer w garniaku i pod krawatem, który myśli że pozjadał wszystkie rozumy świata. Drugiego Jagiełłę postawiłbym, że padną słowa w stylu „jesteśmy zajebiści, mamy zawsze wszystko super, a nasze koszulki to są sztosy nad sztosy”. Po prostu spodziewałem się osoby żyjącej w bańce, do której nie dociera rzeczywistość. I wiesz co? Byłbym dwie stówki w plecy na dzień dobry.

Gadamy sobie o koszulkach, wymieniając zdania i poglądy. W pewnym momencie pada wspomniane „jestem koszulkowcem”. Rozmowa sama się kleiła. Naprzeciwko mnie nie siedział działacz z korpo. Widziałem po prostu miłośnika trykotów. Pasjonata, któremu nie zależy tylko i wyłącznie na excelu, ale po prostu na szerzeniu i rozpowszechnianiu koszulek w Polsce. Co jak co, ale PZPN wydawał mi się ostatnim miejscem do którego bym zajrzał w poszukiwaniu takich osób.

Chcę opowiedzieć Ci o pewnej akcji, która wytłumaczy absolutnie wszystko. I niestety, ale jakimś cudem przeszła bez echa. W trakcie jednego z koncertów światowej gwiazdy, tej osobie udało się ubrać Eda Sheeran’a w… koszulkę reprezentacji Polski! Ja wstałem z krzesła i powiedziałem, że szacun to za mało. Jest to tak kozacka akcja, że poprosiłem o uścisk dłoni. Dla mnie to absolutna boooomba i pojęcia nie mam, dlaczego o tym w ogóle nie słyszałem?

W zachodnich krajach robi się wielki hałas i boooom, gdy gwiazda ubiera jakąś koszulkę. Co chwilę czytam, że ktoś ubrał na siebie kultowy model albo wystąpił w koszulce danego zespołu. Raz była nawet akcja, że ktoś wyszedł na koncert w koszulce dzień przed jej premierą! Albo Bellerin ubierający trykot Wojtka Kowalczyka z Betisu. W takich przypadkach media trąbią na lewo i prawo, a tutaj… jeden z najbardziej znanych muzyków świata zakłada domówkę reprezentacji Polski z lat 2020/22 i jakaś dziwna cisza. A przede mną siedział ktoś, komu udało się go w tę koszulkę ubrać.

Finalnie, w całej rozmowie usłyszałem pytanie, czy nie chciałbym przyjść na plan filmowy na którym będzie kręcony spot reklamowy nowej koszulki, a przy okazji ją zobaczyć? Spotkałem osobę zajaraną koszulkami, czyli podobną sobie, a do tego zupełnie bez żadnych umów, podpisów, zobowiązań od zrobienia czegokolwiek, dostałem taką okazję.

To był chyba mój najlepszy dzień kobiet w życiu 😉

Ósmego marca otrzymałem zaproszenie na plan filmowy na Stadionie Narodowym. Teraz uwaga, bo nadchodzi moment w którym dowiesz się o moich wszystkich zobowiązaniach w tej „współpracy”. Żeby uczestniczyć w planie, musiałem podpisać formułkę o poufności. Dotyczyła ona wyglądu nowych koszulek. Dwa – musiałem zobowiązać się do oddania telefonu do depozytu na czas przebywania na stadionie. Dużo?

Z jakiego punktu widzenia by na to nie spojrzeć, jest to zupełnie normalne. Powiedzmy sobie szczerze – nie znamy się jak łyse konie. I choć nie po to od lat pracuję na swoją renomę oraz buduję markę osobistą, aby błysnąć na trzy sekundy niczym cekin na tureckim bazarze, chwaląc się że widziałem już nowe koszulki i tworząc przeciek, uznaję podpis o poufności za coś tak naturalnego, że w ogóle to nie podlega żadnej dyskusji.

Zaproszenie dostało kilka osób. Wchodzimy grupą na plan filmowy i… rozgośćcie się. Obejrzyjcie sobie koszulki, poczęstujcie się, pogadajcie sobie z ekipą filmową, aktorami itd. Wooow! A sprzętu i osób było naprawdę sporo, więc… zostaliśmy rzuceni w środek wiru, który tam się dosłownie kręcił.

Mnie oczywiście najbardziej interesowały trykoty. I gdy je zobaczyłem na żywo od razu mi się spodobały. A ten kontrast, który bił między nimi, mając oba modele obok siebie… Są świetne i swojego zdania nie zmienię. Trafiły w moje gusta. Jak mało które z ostatnich lat. Jednak same koszulki opisałem już tutaj, więc nie będę się o nich rozwodzić w tym tekście:

Pełna klasyka lub super dynamika! Nowe stroje reprezentacji trafiają w różne gusta (klik)

Pogadałem z ekipą filmową. Z fotografem, który robi sesje zdjęciowe zawodnikom. Dowiedziałem się, że to są bardzo pozytywne osoby, które… oglądają nawet kanał „Dzieli nas piłka” i ciągną z tego beczkę, więc mają do siebie mega dystans i poczucie humoru. Przy okazji zwiedziłem trochę Stadionu Narodowego. Zajrzałem do sali konferencyjnej. Widziałem jak kręcone są ujęcia do klipu. Poczułem tę zajawkę, klimat i zobaczyłem, że tam wszyscy grają do jednej bramki.

Ba! Nie spodziewałem się nawet, że profesjonalny fotograf strzeli mi fotę w nowej koszulce. I uwierzcie, że był dobry, bo koszulka była niekomercyjna, czyli… mocno slimowana. Natomiast on ustawił mnie tak, że ukrył mój gruby bebzol. Magia. Tym bardziej, że mnie fotografuje się niczym hydrant. Jak mi fotki nie cykniesz, to wciąż tylko gracja… hydrantu. Jestem absolutnie niefotogeniczny, pomijając już to że spasłem się jak świnia i po prostu jestem gruby. Wstydzę się tego, ale otwarcie o tym mówię, bo taka jest rzeczywistość

Fajnie było po prostu być i to przeżyć. Dla koszulkowego maniaka to było świetne doświadczenie. Takie rzeczy cieszą mnie jak nowy zestaw klocków Lego ich miłośników, czy podróż dla osób kochających podróżowanie. Tym bardziej, że… PZPN pierwszy raz w swojej historii otworzył się na taką opcję. Nigdy wcześniej przed nikim z zewnątrz nie otwierały się drzwi do zakulisowych wydarzeń przy koszulkach. Wciąż się nieco dziwię, że otworzyły się akurat przed kimś takim jak… ja.

Stadion Narodowy przed meczem Polska – Estonia

A zanim wróciłem do domu, dostałem wiadomość, że… do zobaczenia na meczu! Ucieszyłem się, ale z drugiej strony pomyślałem – ale za co? Znów coś dostaję, a nikt nic nie chce w zamian.

Dzień premiery

Poniedziałkowy poranek zaobfitował w premierę nowych strojów. Ukazał się klip wideo, a do mnie przyszedł mail ze zdjęciami z sesji. I wiesz co – ponownie nikt niczego ode mnie nie wymagał. Przeczytałem, że fajnie że uczestniczyłem w planie filmowym, a tutaj są fotki. I jeżeli chciałbym, to byłoby miło, jakbym wrzucił na sociale. Tyle. Zero chociażby najmniejszej sugestii, że muszę coś zrobić. To mnie w całej tej „współpracy” bardzo zaskoczyło. Poza podpisem pod formułką o poufności i oddaniem telefonu na czas przebywania na planie, nikt niczego ode mnie nie wymagał.

Z drugiej strony dlaczego miałbym nie wrzucić foty w nowej koszulce chwilę po jej premierze? Wrzucam Wam dużo rzeczy związanych z koszulkami. Swoje zdjęcie miałbym akurat schować do szuflady? Tym bardziej w czasie, gdy akurat pojawiła się nowa koszulka? Absurd. Ale właśnie w tym momencie dupa zapiekła tak wiele osób, że nigdy bym się tego nie spodziewał ;p

Przy okazji… doceniam waszą „twórczość” – jaki kraj, taki model. Koszulki oczywiście! 😀

Dzień po premierze

We wtorek otrzymałem w prezencie oba modele koszulek reprezentacji Polski. Najwięcej kontaktu z PZPN miałem z dwoma osobami. Choć żadna z nich nie powiedziała mi tego wprost, mam ogromne wrażenie, że zrobili bardzo dużo abym otrzymał dwie niekomercyjne wersje meczowe. Sztos.

Nie dość, że spotkałem pozytywnych maniaków, to naprawdę mam poczucie, że dołożyli wszelkich starań, abym dostał to na czym tak naprawdę mi najbardziej zależy. Bo całą resztę sobie kupię w sklepach, tak jak zawsze to ma miejsce. A to co trafia do szatni… cóż. Czasem trzeba polować na takie sztuki latami, by móc je dodać do kolekcji i zachować dla dalszych pokoleń.

Zdaję sobie sprawę, że przed takim wydarzeniem jak premiera koszulek i baraże o EURO, każdy miał tam mnóstwo rzeczy na głowie i gorącą linię na telefonie. I mimo to czuję, że te pozytywne persony dopilnowały bym dostał takie sztuki, których najbardziej pragnę. Naprawdę potrafię takie rzeczy doceniać. Gdy z kimś rozmawiasz czy piszesz, to czujesz jego intencje. I pomimo, że w zasadzie jestem nikim, to miałem wrażenie że tam po drugiej stronie jest ktoś, kto chce coś dla mnie zrobić. Tak po prostu.

Tego dnia dostałem także prośbę – czy chciałbym napisać kilka zdań o nowych koszulkach reprezentacji? Kolejny raz, bez żadnego zobowiązania czy musu. Jeżeli chcesz, to super i być może wrzucimy na social media. Pomyśl sobie, że spotykasz się z tymi ludźmi, korespondujesz, rozmawiasz, czujesz ich intencje i kurka, serio miałbym dobrowolnie nie napisać kilku zdań? Przecież jak ja zaczynam pisać dwa zdania, to kończę na dwóch kartkach A4. To mój jedyny problem z pisaniem. Więc jedyną trudnością było się faktycznie zawęzić do kilku zdań ;p

Polska 5:1 Estonia

Otrzymałem zaproszenie VIP na mecz. Kolejna rzecz, którą dostałem… tak po prostu. Dokupiliśmy mojemu tacie bilet i ojciec z synem wybrał się na meczycho. Warto było. Od dawna reprezentacja nie strzeliła pięciu bramek. I choć to tylko Estonia grająca w osłabieniu po dość szybkim czerwie, miło było zobaczyć taką grę. Przecież grupa eliminacyjna też była prosta, a na Mołdawii ugraliśmy cały 1 punkt z 6.

I taaaaki mały detalik. Niemalże cała drugą połowę razem z Magdą przegadaliśmy o koszulkach! A że razem kibicujemy „Czerwonym Diabłom” to przelecieliśmy sobie przez szeroki przekrój ich strojów, wymieniając się spostrzeżeniami, poglądami i sympatiami co do poszczególnych modeli. Meczyk plus koszulkowe pogawędki na trybunie. Czego więcej potrzeba do szczęścia?

Dziwnie mi tak… dostawać

Prowadzę ten blog o koszulkach od lat i mam wrażenie, że zdecydowana większość ludzi patrzy tylko i wyłącznie na swój interes. Naprawdę dziewięciu na dziesięciu pisze do mnie w stylu „ja potrzebuję”. Sprawdź mi oryginalność. Zobacz tę koszulkę, bo chcę kupić. A czy w tych modelach było tak czy siak? Ten nadruk jest legitny? Znasz ten sklep? Gdzie znajdę to i owo? To meczówka czy replika? A te koszulki to miały długi rękaw? Czasem czuję się jak maszynka pt. rozwiąż mój problem za darmo.

Po latach jest to już… męczące. Paradoks jest taki, że pisze do mnie więcej osób, niż mnie obserwuje. I gdy część mediów, które z ręką na sercu można zaliczyć do gównianych, nakręcały spiralę hejtu na Lewandowskiego, który nie mógł nawet wysiąść z auta, a ochroniarz powstrzymał dziecko… Tak, wszystko opiera się na tym dziecku. „Zły Robert” nie dał mu autografu. Rozumiesz, dziecku odmówił! Okropieństwo. Film oczywiście został tak ucięty, aby nie pokazać, że po chwili Lewy się zatrzymał i rozdawał podpisy, również dając autograf temu dzieciakowi.

Patrzę sobie na takiego Lewego i po prostu mi go żal. Chłop normalnie z auta wysiąść nie może. Weź się postaw w jego sytuacji i pomyśl, czy warto na kogoś tak bezczelnie szturmować? I mimo, że skala między mną a Robertem Lewandowskim jest niezachowana absolutnie w żadnym aspekcie, czasem się tak czuję. Jakby wszyscy „szturmowali” mnie w swoim interesie, a gdy dostaną co chcą, odwracają się plecami i nara. Wyobraź sobie, że nie możesz wysiąść z auta, bo ktoś w swoim interesie włazi Ci na łeb. Przykładowo sprzedawcy garnków i ubezpieczeń się na Ciebie pchają. Fajnie?

Poza znajomymi, mało kto odzywa się, aby pogadać tak ot po prostu. A żeby w ogóle zrobić coś dla mnie… I to jeszcze bezinteresownie? Nie mówię, że się nie zdarza, ale nie za często. Są takie osoby i chciałbym kilka tutaj wyróżnić – przykładowo Wojtek znany miłośnik brazylijskiej piłki, Maciej fan Valencii czy Mateusz kolekcjoner koszulek włoskiej kadry.

Przyzwyczajony do takiego stanu rzeczy, dziwnie się czułem, gdy zjawił się PZPN i daje mi możliwość wzięcia udziału w sesji na Narodowym, przedpremierowego zobaczenia koszulki, cyka fotę w nowym modelu, prezentuje obie sztuki i nawet zaprasza na mecz. Przecież doskonalę zdaję sobie sprawę z tego, że z czysto marketingowego punktu widzenia, jak i pod względem opłacalności… w ogóle im się to nie spięło. Nie jestem tego wart. Są tysiące osób z lepszymi zasięgami niż ja, którzy zrobiliby lepsze liczby. A oto najsensowniejsze pytanie jakie dostałem w tym temacie ;p

Cała ta przygoda wydaje mi się z jednej strony dość abstrakcyjna. Z racjonalnego punktu widzenia, nie miała prawa się wydarzyć. Mogę wytłumaczyć to tylko w taki sposób, że miłośnicy koszulek, chcieli otworzyć się na innych pasjonatów, a nie osoby które zrobią liczby. Nic innego nie przychodzi mi do głowy.

Cysterna z maścią na ból dupy

Nie było żadnej umowy. Nie było żadnego zobowiązania co do zrobienia czegokolwiek z mojej strony. Nie było zapłaconej żadnej kasy. Nie dostałem nawet najmniejszej sugestii, że powinienem cokolwiek zrobić i w jaki sposób. Wszystko odbyło się na zasadzie – jeżeli chcesz, to masz. A co z tym zrobisz, Twoja sprawa. Jesteś zaskoczony?

Oczywiście, pod postami znalazła się rzesza „ekspertów” od wszystkiego, którzy wszystko wiedzą najlepiej, tylko… cóż, jakoś tego po nich nie widać. Tak więc zostałem zasypany krytyką, że nie oznaczam reklamy, a UOKIK tego wymaga. Wszedłem więc sobie na UOKIK i sprawdziłem dokładnie, że taka forma jaka miała miejsce, nie jest żadną reklamą i nie wymaga oznaczania reklamy. Ale cóż, tzw. fejsbukowi eksperci wiedzą lepiej, mimo że kompletnie nie wiedzieli na jakich zasadach wszystko się odbyło.

Pamiętaj, że zjebów na świecie jest dużo i oni wszystko wiedzą lepiej niż Ty sam. Olewaj takich „ekspertów” i w ogóle nie bierz do siebie tego co tam próbują wypocić w komentarzach. W przeciwnym wypadku, mogą doprowadzić Cię jedynie do miejsca w którym sami są, a srają się do Ciebie właśnie z tego powodu, że jesteś gdzie indziej niż oni 😉

Nie mam swoich czytelników za idiotów, takich jak przykładowo „eksperci” co tam pocili się, żeby dowalać się do mojej osoby i wypisywać komentarze o UOKIKu. Tak więc otwarcie od samego początku pisałem prawdę – że dostałem koszulki. Nie ukrywałem tego. Po co miałbym to robić?

Z drugiej strony, żyję koszulkami. To jest moje hobby, pasja i odskocznia od codzienności. Wszyscy zgromadzeni wokół mnie tym żyjemy, prawda? I czego byś oczekiwał? Że po premierze nowych strojów, ukryję fakt że je dostałem? Przecież to najnormalniejsza rzecz w świecie, że będę chciał się nimi z Wami podzielić.

Oczywiście zaraz ktoś przyleci i napisze – „no i dlatego debilu jeden nic od ciebie nie chcieli bo wiedzieli że i tak zrobisz”. Gdybym rozmawiał z cwaniaczkiem, a nie miłośnikiem trykotów, to byłbym pierwszą osobą, która by tę tezę postawiła. Ale gdybym spotkał takie cyniczne osoby w PZPN, to nigdy w życiu nie odezwaliby się do mnie, tylko do setek innych osób, które zrobią im większe zasięgi niż ja. Proste. Tak oto obalam tego typu argument.

Tak więc pokazałem koszulki, bo chciałem je zaprezentować swojej społeczności. Dać im możliwość zobaczyć je z innej perspektywy, niż sklepowe zdjęcia. Napisałem o nich artykuł dla moich obserwatorów. Irracjonalnym byłoby dostać cieplutkie koszuleczki i gdy wszyscy o nich mówią, schować się z nimi w szafie. Nie o to mi chodzi. Po to Wam pokazuję koszulki, aby zmienić ich postrzeganie. Że to nie są kawałki materiałów, ale symbole historii i zgromadzonych społeczności. Ja chcę inspirować i pokazywać, że ciężka praca, że wieloletnia systematyczność, się opłaca i przekłada przykładowo na posiadanie kolekcji.

Na oskarżenia o przekupstwie albo komentarze pt. „jakbym dostał” to też by mi się podobały, patrzyłem z politowaniem. Tak żałosne zachowanie to nic innego jak ból dupy. Skoro ktoś marnuje swoje życie na uprzykrzanie go innym, zamiast zrobienie z nim czegoś fajnego, to kto miałby to docenić i w jaki sposób? Chyba jedynie producent maści na ból dupy mógłby im za darmo wysłać tubkę w zamian za filmik jak smarują sobie poślady.

Cieszy mnie to, że wylało się wiadro hejtu na mnie. Ja i tak zrobię swoje, bez względu jak bardzo ktoś będzie skomleć, a… jest takie powiedzenie – jeżeli kogoś boli to co robisz, to znaczy że robisz to dobrze 😉

Tak więc drodzy hejterzy – dziękuję za poszerzenie zasięgów, zapraszam częściej do komentowania, ale maść na ból dupy kupcie sobie sami, bo nie zaimponowaliście mi na tyle, żebym Wam ją postawił.

Zdjęcie z Wykopu, więc pytajcie tam o tę cysternę 😉

I zapraszam częściej pod moje posty, lepsze zasięgi zawsze mile widziane ;p

Niejednokrotnie Wam pisałem, że choć nie jestem żadnym influencerem, to blog otwiera mi różne drzwi w życiu, które najprawdopodobniej byłyby zamknięte. Dlatego powtórzę – nie wierzcie w internetowe gwiazdy i wspaniałe życie z kolorowych zdjęć. Wyznawajcie etos pracy i działajcie. Nie poddajcie się po miesiącu czy roku. Po latach konsekwentnego zbierania kolekcji, prowadzenia własnej strony internetowej, po setkach godzin spędzonych nad artykułami, mogę bowiem powiedzieć, że było warto. Będę dalej robić swoje. Konsekwentnie i nieustannie działać. Kto wie co przyniesie przyszłość? A lepiej jest dać sobie szansę, niż ją przekreślić, prawda?

Inne oblicze PZPN

Przewalone najprostsze w historii eliminacje, na EURO 2024, oraz kompromitujące treści na tle alkoholowym, w zasadzie zrujnowały wizerunek PZPN’u. Ja się z tym w ogóle nie kłócę, ani nie bronię całego związku. Chciałem tylko pokazać, że jednostki utrudniły życie nawet tym pozytywnym ludziom, których osobiście spotkałem. W pełni zdaję sobie sprawę z tego, że odbiór czegokolwiek, co PZPN w tej chwili by nie zrobił, jest od razu pod ostrzałem krytyki. No i w zasadzie trudno się dziwić. Czasem to mam wrażenie, że tam jest zatrudniony ktoś, kto ma wymyślać rzeczy, które można odwalić w taki sposób, aby były jak najlepsze memy.

I niestety ekipa od koszulek, też musiała się z tym zmierzyć. Mimo, że w końcu moim zdaniem mamy mega trykoty, to przez wzgląd na całą otoczkę, z góry wiele osób odebrało je jako „produkt PZPN”, czyli nie ważne co to jest, trzeba hejtować. Tak dla zasady. Szkoda.

Do tego nie pomogło Nike. Spodziewałem się podwyżek. Trudno oczekiwać by ich nie było, jak w tych czasach… wszystko zdrożało. Ale ceny zniesmaczyły nawet mnie. A więc co dopiero przeciętnego Kowalskiego. Szczególnie ceny replik mnie zaskoczyły, bo to najpopularniejszy poziom koszulek. Po nie najczęściej sięgamy. I… koszulka reprezentacji na tym poziomie pierwszy raz w historii przekroczyła 400zł, a w zasadzie to niemalże dobiła do 500!

O ile meczówka to produkt premium i tam nieco można wywindować cenę, o tyle repliki powinny być dostępne dla przeciętnego zjadacza chleba. W końcu chcemy popularyzować piłkę i trykoty, a tu nagle producenci (nie tylko Nike) walą nam plaskacza w twarz. Piłka nożna od zawsze była dla ludu, a nie elit. Chcąc mieć fankluby, kibiców i pełne stadiony, tak powinno pozostać. Dlatego przyjąłem te ceny z dużym niesmakiem, ale… nikt poza producentem nie ma na nie wpływu.

Pół tysiaka za replikę mnie naprawdę boli. Jest to kwota, za którą można dostać niektóre niekomercyjne wersje meczowe, a więc przepaść w poziomach i jakości produktu przy tej samej cenie.

Miałem okazję kilka razy być w siedzibie PZPN. Spotkać się z ludźmi. Pogadać. Poznać ich trochę. Widziałem, że chcąc fajnie wprowadzić nowe stroje, musieli dźwigać przy okazji problemy, których nie stworzyli. I brali na klatę opinie o PZPN do której sami się nie przyczynili. Byli gotowi zmierzyć się z gównoburzą o cenach, mimo że mają na nie taki sam wpływ jak Ty czy ja.

Żałuję, że ta świadomość w naszym społeczeństwie jak tak mała. O ile ja jestem jak najbardziej za tym, że jak jakiś korupcjonista bawi się w loży, to należy taką sytuację zrównać z ziemią i zaorać, to o tyle ciężko się patrzy jak miłośnik koszulek mierzy się z konsekwencjami wybryków, na które… kompletnie nie miał wpływu.

Są w PZPNie fajni ludzie. Są prawdziwi miłośnicy tego co robią. Uśmiechnięci i pozytywnie nastawieni do świata. I mają ochotę robić fajne rzeczy. Poznałem tam kilka naprawdę zajebistych osób z otwartymi głowami na świat.

Do nich mogę jedynie skierować słowo – dziękuję. Bo gdzie ja, malutki koszulkowy świr, a gdzie reprezentacja i potężna korporacja. Realnie patrząc, w zasadzie dzieli nas wszystko, ale… połączyły koszulki. I tak jak zaczynałem, tak też zakończę: niech koszulki łączą, a nie dzielą!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *