Wstęp
Jose Mourinho – trener którego broniły liczby, ale nie styl. Trener, który trafił w złe dla siebie miejsce, a im lepiej chciał, tym gorzej wychodziło. Czy mogę krótko, zwięźle i na temat podsumować pobyt Portugalczyka w Manchesterze United? Nie. Dlaczego? Gdyż na efekt jego pracy w całej karierze zawsze składało się mnóstwo czynników.
Czy po pobycie w Manchesterze i zwolnieniu można powiedzieć, że Mourinho nie jest już dobrym trenerem? Absolutnie nie! Dlaczego? No właśnie… dlaczego?
Etos pracy
Mourinho był, jest i będzie trenerem genialnym – na swój sposób, trzeba rzec. Tego nie można mu zabrać. Czy to prawda, że się wypalił, zestarzał, piłka poszła do przodu, a on został w tyle i nie nadąża? To taka ładnie brzmiąca teoria, którą powtarzają miliony ludzi na świecie, w tym wielu uznanych „ekspertów piłkarskich”. Jednak moim zdaniem jest ona nieprawdziwa. Portugalczyk wcale się nie wypalił. On wciąż piłką żyje i nie raz widać było, że mu cholernie zależy. Według mnie po prostu źle trafił. Minął się z tym wszystkim, co w innych klubach dało mu sukces. Już tłumaczę o co chodzi.
Jose wyznaje zasadę „drużynę buduje się od tyłu” i opiera swój futbol na piekielnie dopracowanej taktyce defensywnej, w której każdy zawodnik ma ściśle określone zadania. Niestety, defensywa jest tak mocna jak jej najsłabsze ogniwo. Wystarczy więc, że jeden element całej układanki się wykruszy i… wszystko w diabły.
Futbol Mourinho wymaga więc posłuszeństwa absolutnego. Wydawać by się mogło, że piłkarz nie ma żadnej swobody działania na boisku. Musi bezmyślnie i bezdusznie wykonywać polecenia i założenia menedżera. Nic więcej. Nie liczą się twoje myśli, preferencje, umiejętności, chęci gry czy popisy, którymi chcesz błyszczeć przed całym światem.
Tutaj zaczynają się problemy, gdyż… z punktu widzenia menedżera zawodnik ma wykonywać jego polecenia, a z punktu widzenia piłkarza… jest traktowany niczym żołnierz na planszy, którym dowódca manewruje według swoich własnych upodobań. To jeden z wielu punktów, w których rodzi się konfliktowość Portugalczyka, gdyż on nigdy nie uznawał innych racji niż swoje. Jest to także punkt zaczepny, który w rozwinięciu mówi o wielkim ego Mourinho. Wszystko jednak zależy od tego, z czyjej perspektywy na to się patrzy – trenera czy zawodnika?
Jose jako trener…
Przeanalizuję po krótce karierę Mourinho jako trenera. Zaczyna się w Porto. Pomijając wszelkie aspekty jak ważny i wielki jest to klub w Portugalii, Mourinho nie miał tam do dyspozycji piłkarzy klasy światowej. Ani jednej gwiazdy światowego formatu jakich miał później – Didier Drogba, Cristiano Ronaldo, Eden Hazard czy Paul Pogba. Byli tam solidni piłkarze z dużymi umiejętnościami, którzy od 3 sezonów nie zdobyli tytułu mistrzowskiego. Potrzebowali kogoś, kto stanąłby na ich czele i poprowadziłby drużynę do sukcesu. Oni nie pragnęli niczego więcej. Efekt takiej postawy? Niebywały sukces FC Porto pod wodzą Portugalczyka.
Porto zdobyło dwa tytuły mistrzowskie i do tego wygrało Ligę Mistrzów. Piłkarze byli zapatrzeni w swojego szkoleniowca jak w obrazek. Gdyby Jose powiedział, że ktoś ma biegać 50cm od linii bocznej boiska, to każdy bez zbędnych pytań byłby gotów to robić. Portugalczyk widział, że jego futbol jest skuteczny i wraz z upływem czasu utwierdzał się w swoim przekonaniu. Dokładnie rzecz ujmując, to przekonanie było utwierdzane przez kolejne sukcesy Portugalczyka.
Chelsea była w podobnej sytuacji co Porto, gdy Jose zapukał do drzwi. Solidni piłkarze potrzebujący wodza. W szatni można było wyczuć atmosferę, która mówiła „choć i powiedz nam co mamy grać, bo nie możemy wygrać Premier League”. Mourinho poszedł, pokazał, a w zamian dostał absolutną wierność piłkarzy. Efekt? Mistrzostwo w pierwszym sezonie, mistrzostwo w drugim sezonie i wicemistrzostwo w trzecim sezonie. Po raz kolejny niebywały sukces, który pokazał Portugalczykowi, że jego idea jest słuszna i prowadzi do zwycięstwa.
W czwartym sezonie (i w sumie w trzecim już także) Mourinho spotkał się z nową sytuacją. Okazało się, że Chelsea po trzech latach stała się klubem utytułowanym z gwiazdami w składzie, a nie klubem pragnącym sukcesu z piłkarzami gotowymi zrobić wszystko dla zwycięstwa i co najważniejsze, dla menedżera. Zawodnicy wymagali czegoś więcej niż tylko nieustannych poleceń – chcieli być gwiazdami na boisku. Chcieli grać jak gwiazdy, mieć swobodę jak gwiazdy i być postrzegani jak gwiazdy futbolu, a nie kolejny element w układance pewnego geniusza. W efekcie Jose stracił szatnię i na początku czwartego sezonu został zwolniony.
To była dla niego nowość. Pierwszy raz ktoś nie chciał go słuchać, choć on pokazał całemu światu, że to właśnie jego filozofia jest najlepsza, jest kluczem do sukcesu. Przecież to dzięki niemu dwa kluby stały się wielkie i zdobyły tytuły o których tak marzyły. To trochę tak jakby do najlepszego kierowcy sportowego przyszedł właściciel teamu i powiedział – jesteś zwolniony, bo mechanikowi się nie podoba jak jeździsz. Panie prezesie, ale ja przecież kręcę najlepsze czasy na świecie, więc o co chodzi?
Trudno jest się z taką sytuacją pogodzić, tym bardziej, że każdy sukces utwierdza człowieka w tym, że jego przekonania są słuszne. Ciężko się dziwić Jose, że chciał kontynuować swoją myśl, a nie zmieniać coś ze względu na zawodników, którzy stali się wielcy właśnie dzięki… niemu.
Kolejnym klubem był Inter Mediolan. Tu sytuacja była trochę inna, gdyż pierwszy raz Jose przyszedł do klubu mistrzowskiego, ale… był to klub z Włoch. To właśnie włoska piłka słynie z defensywnego stylu gry. Lepiej Jose trafić nie mógł. W dodatku trafił na grupę piłkarzy, którzy podobnie jak było to na początku w Porto i Chelsea, byli gotowi umierać za menedżera. Nie było tam gwiazd i celebrytów.
Dla niektórych może wydać się to dziwne, ale we Włoszech nigdy nie było tak wielkiego kultu na daną jednostkę jak w innych krajach, w szczególności w Hiszpanii i Anglii. Dwa sezony wcześniej złotą piłkę odebrał Fabio Cannavaro i to we Włoszech był dla wszystkich przykład piłkarza do naśladowania, podczas gdy reszta świata inspirowała się wschodzącą gwiazdą, Cristiano Ronaldo. Włosi stawiali na defensywną i zgraną piłkę. Nie indywidualności, a zgrany kolektyw. Środowisko idealne dla pracy takiego taktyka i defensywnego geniusza jak Jose Mourinho. Efekt? Dwa sezony – dwa mistrzostwa Włoch i zwycięstwo w Lidze Mistrzów.

Mourinho znów wydawał się perfekcyjnym i wielkim taktykiem. Kiedy świat tak cię widzi, to przychodzi czas na Real Madryt. Tam cel był jeden – zdetronizować wielką Barcelonę. Dzięki temu Jose potrafił przekonać szatnię do swojego stylu gry i udało się. W drugim sezonie Real wygrał ligę, przerywając tym samym trzyletnią dominację Barcelony. I to jeszcze w jakim stylu! Real zdobył 100 punktów i strzelili 121 bramek. Piłkarze potrzebowali kogoś, kto podobnie jak w Chelsea, miał przyjść i być ich dowódcą po to, aby wrócić na szczyt. W Madrycie wszyscy mu uwierzyli, wszyscy go słuchali i znów… sukces.
Jednak trzeci sezon w Realu ponownie pokazał, że piłkarze pragną czegoś więcej niż samego suchego sukcesu. Znajoma sytuacja, prawda? To trochę jak z autami premium. Kiedyś usłyszałem mądre słowa, że można zrobić lepszą i bardziej luksusową limuzynę niż te aktualne na rynku, ale nikt ich nie kupi. Dlaczego? Ponieważ właściciel takiego auta nie pragnie tylko tego fizycznego luksusu, ale również mentalnego komfortu w postaci posiadania auta wzbudzającego podziw i nadającego mu prestiż. Limuzyna no-name, choć fizycznie byłaby lepsza i zapewniała lepsze osiągi, tego drugiego aspektu nie mogłaby zapewnić. Nie mając renomy, nie można posiadać prestiżu. Tak też jest z piłkarzami. Po sukcesie zapragnęli znów być gwiazdami, a nie posłusznymi żołnierzami.
Z tego powodu Mourinho ponownie stracił szatnię, gdyż gwiazdy chciały być gwiazdami, a nie pionkami na jego planszy. Później ponownie pojawiła się Chelsea, powtórna wiara w Mourinho, tytuł mistrzowski, konflikty i odejście. Kariera Jose składała się z powtarzających cykli. Można śmiało powiedzieć, że w momencie w którym piłkarze pragną czegoś więcej niż tylko suche wykonywanie rozkazów, Jose nie chce odchodzić od filozofii swojego futbolu i tworzą się konflikty. W rywalizacji menedżer kontra szatnia zwycięzca jest tylko jeden – szatnia.
Etapy przebywania Mourinho w klubie można podzielić zatem na 3 grupy – wiara w menedżera w pierwszym sezonie, efekt zrozumienia jego filozofii i sukces w drugim sezonie (jeśli nie udało się to już w pierwszym) i przesycenie jego taktyką w trzecim sezonie, co rodziło konflikty. Złośliwi te trzy etapy dzielą na – kup autobus, zaparkuj autobus i rozbij autobus 😉
Wracając do tematu, podobnie działo się w Manchesterze United. Pierwszy sezon dość poprawny, gdyż piłkarze w niego uwierzyli i w końcu coś wygrali (Ligę Europy). W drugim sezonie, tym najlepszym u Mourinho, bo piłkarze widzą że jego taktyka działa, a jeszcze nie są na etapie nasycenia sukcesami, więc nie mają wygórowanych wymagań, Man Utd zdobyło wicemistrzostwo. Najlepszy wynik w lidze od czasów odejścia sir Alexa Fergusona. W trzecim standardowo wszystko się sypnęło, gdyż zbyt duża liczba zawodników miała dość bycia pionkiem na planszy. Portugalczyk kolejny raz został zwolniony w swoim trzecim sezonie, ale… Jest jedno co odróżnia Manchester United od pozostałych zespołów prowadzonych przez Jose – brak dużego sukcesu. Manchester United nie wygrał Premier Legue czy Ligi Mistrzów. Dlaczego?
Kto w szatni piszczy? Tfu… Co w trawie piszczy?
To bardzo dziwne, że Mourinho nie zdobył tytułu z Manchesterem United, gdyż wcześniej robił to z każdą ekipą. Jest jednak coś, co na to wpłynęło. Coś, co odróżnia drużynę z Old Trafford od pozostałych ekip – zbyt dużo komercji, zbyt mało piłki. W Manchesterze United była za duża liczba gwiazd na metr kwadratowy, a gdy są gwiazdy to… patrząc na powyższe, klęska Mourinho murowana. On się nie ugnie i nie odstąpi od swojej taktyki, a piłkarze za nim nie pójdą.
Generalnie przemilczę temat zarządu, dyrektorów i innych struktur, które w ostatnich latach były nastawione absolutnie na zysk, a nie na wyniki sportowe. O tym można by napisać książkę pt. „jak nic nie grać i zarabiać najwięcej na świecie”. Jednak ja zajmuję się piłką, a nie marketingiem, więc skupię się na piłce.
Słyszysz Manchester United i jaka jest Twoja pierwsza myśl? Diabelska piłka, szalona ofensywa, niesamowite comebacki, sukcesy, ekstaza, gwiazdy światowego formatu, które wielbią całe pokolenia i wielkość, której nie da się wypowiedzieć słowami. Sir Alex Ferguson zbudował potęgę, której kolorytu nadawała historia klubu. Coś pięknego i niesamowitego. Coś co było nie tylko w sercach kibiców, ale i piłkarzy.
Gdybym był transferowany do Manchesteru United (numer 17, jakby ktoś się pytał 😉 → ), to właśnie takie miałbym oczekiwania. Chciałbym grać do przodu, miażdżyć rywala i pokazywać swoje diabelskie umiejętności, a nie biegać w defensywie i wybijać piłkę do Lukaku z nadzieją – a może strąci komuś pod nogi i jakoś wciśniemy gola? Analizując szatnię Manchesteru United, kto był gotów uwierzyć w słowa Mourinho i słuchać jego słów niczym bożego objawienia?
Ponownie, tak jak w poprzednich klubach, gotowi na to byli solidni piłkarze, ale nie gwiazdy. Nie zawodnicy światowego formatu, którzy chcieli błyszczeć. Przypatrzmy się sytuacji Ashleya Younga. Chłop nie potrafił się odnaleźć od lat. Zagubiony i bez formy. Prasa spekuluje szybkie odejście. Co robi Young? Staje się zwolennikiem Mourinho i… odżywa w jego taktyce. Mourinho go zbudował, bo Young był w stanie patrzeć w niego jak w obrazek. On nie miał na boisku myśleć. On miał po prostu robić to co mu Mourinho kazał robić, być tam gdzie Portugalczyk mu powiedział że ma być i biegać w tych sektorach, w których ma biegać. Tyle. Nic więcej. Dlatego Young się odbudował pod wodzą Mourinho.
Podobnie ma się sprawa z Fellainim. On również był w szatni przedstawicielem kultu pt. Jose Mourinho. W dodatku wielokrotnie ratował Portugalczyka w końcówkach meczów. Dlatego Mourinho ostatniego lata tak walczył o podpis Belga. Chciał mieć w szatni swojego żołnierza. Podobna sytuacja była z Lingardem. Gość który przez 25 lat ma przestój formy, potem jeden dobry miesiąc (grudzień) i jak do tej pory mogę śmiało powiedzieć, że kontynuuje kolejne 25 lat przestoju formy. Teraz ma 27 lat i przez cała swoja karierę wykręcił takie liczby, jak Sterling w minionym sezonie. Litości… On nie załapałby się aktualnie na ławkę Manchesteru City czy Liverpoolu, a biega w koszulce Manchesteru United… Jednak Portugalczyk trzymał się swoich zwolenników.
Gdyby Jose Mourinho miał w Manchesterze United samych takich zawodników, to moim zdaniem odniósłby sukces. On do swojej taktyki nie potrzebuje artystów, tylko solidnych rzemieślników. Często jednak solidny rzemieślnik to za mało na Manchester United. Ten klub był budowany przez prawdziwych wizjonerów i artystów, dlatego dziś w szatni jest ich tak wielu. Zawodnicy, którzy przychodzą na Old Trafford, chcą być wizjonerami, a nie rzemieślnikami. Chcą błyszczeć przed całym światem, wzbudzać zachwyt i zapisywać się na kartach historii. Nie chcą być żołnierzykiem na planszy.
Marcus Rashford przechodzi ten sam tym treningu co Cristiano Ronaldo. Wzoruje się na nim i pracuje z wieloma ludźmi, którzy pracowali z Ronaldo. Widać to przykładowo po uderzeniach rzutów wolnych techniką tzw. „opadającego liścia”. Rash ma świetnie ułożoną nogę i może być jednym z najlepszych zawodników świata (rok urodzenia 1997, jakby się ktoś pytał to taki Lingard urodził się w 1992), tylko na litość boską, pozwólmy mu się rozwijać. Wielokrotnie zarzucano Mourinho, że hamuje rozwój Marcusa, a ten odrzucał argumenty raz za razem, że tak nie jest. Raz nawet wziął ze sobą rozpiskę rozegranych minut, aby na konferencji pokazać ile Rashford gra. Sęk w tym, że gra takiego talentu w systemie Mourinho nie wystarczy. On musi poczuć wolność na boisku, cieszyć się grą i wyrazić samego siebie. To jest artysta, a nie rzemieślnik. Wizjoner nie rozwinie swoich umiejętności gdy będzie bezmyślnie wykonywał zadania nakreślone przez trenera.
Paul Pogba to kolejna osobowość, która pragnie podziwu i zachwytu. W taktyce Mourinho tylko jedna osoba może być gloryfikowana – sam Portugalczyk. Tak jak dziś w bitwie pod Grunwaldem wspominamy wspaniałą taktykę Jagiełły, tak po meczach Mourinho można było rozpływać się nad jego taktyką. O zwykłych żołnierzach nikt nie pamięta, a to oni walczyli i ginęli, podczas gdy król stał z boku i przyglądał się bitwie. Tylko że Pogba to nie jest żołnierz, który pozwoli sobie na to, aby pójść w zapomnienie. Francuz potrzebuje skupienia jupiterów właśnie na nim. On chce grać tak jak lubi i popisywać się na boisku tym co ma najlepsze, a nie pozostać anonimem pracującym na chwałę Mourinho.
Takich zawodników w szatni Manchesteru United nie brakowało. Czy to źle? W ogólnym rozrachunku nie, bo Manchester United to jest klub w którym na boisku może błyszczeć jedenastu piłkarzy i jeszcze trzech z ławki w każdym meczu. Jednak dla Mourinho było to fatalne w skutkach, bo jego taktyka działa tylko przy pełnym posłuszeństwie zawodników. Wiele lat odnoszenia sukcesów sprawiło, że Jose za nic w świecie nie zmieni swojej taktyki. To trener z gatunku – gramy moje, albo nie gramy nic. Portugalczyk nie ma nic wspólnego z inną grupą menedżerów, która potrafi wyciągnąć z piłkarzy to co mają najlepsze i tak ułożyć taktykę, aby jak najlepiej wykorzystać potencjał dostępnych piłkarzy. Generalnie menedżerów możemy podzielić na dwie grupy:

1. Ktoś kto chce mieć grupę bezmyślnych piłkarzy, aczkolwiek wykonujących jego założenia taktyczne co do najmniejszego szczegółu.
2. Ktoś kto chce mieć grupę inteligentnych piłkarzy, którym daje takie wskazówki, aby mogli dać na boisku wszystko co mają w sobie najlepsze.
Jak myślisz, która grupa trenerów w Manchesterze United jest skazana na sukces, a która na porażkę? Manchester United to nie Porto, Inter czy Chelsea. To wielki klub zbudowany na sukcesach i trofeach, które podnosiły największe gwiazdy w historii piłki nożnej. Każdy, kto gra w Manchesterze United chce być taką gwiazdą, a nie bezmyślnym pionkiem przesuwającym się po planszy niczym podczas gry w szachy.
Jose Mourinho to trener należący zdecydowanie do pierwszej grupy trenerów. Dlatego jest skazany na porażkę wszędzie tam, gdzie piłkarze pragną swobody podczas gry, finezji i uwielbienia. Pod jego wodzą trzeba bezmyślnie wykonywać jego rozkazy. Fakt, przynosi to sukcesy, jeśli piłkarze są w stanie bezmyślnie wykonywać jego polecenia.
Problemy Jose
Problem numer 1 – wymieńcie mi jednego piłkarza poza Fellainim, który przychodziłby do Manchesteru United z myślą, że będzie grać ultra defensywny, do bólu nudny i kunktatorski futbol. Pogba? Martial? Może Rashford kocha taką piłkę? Lukaku, który w reprezentacji Belgii bije rekordy, bo jego drużyna gra ofensywną piłkę?
Mourinho od początku swojej pracy w Manchesterze nie potrafił przekonać wszystkich piłkarzy do swojej filozofii. Zawsze był ktoś, komu się to nie podobało i chciał grać inaczej. Portugalczyk pierwszy raz w swojej historii spotkał się z sytuacją, że nie przekonał całej szatni do swojej wizji. Tak jak wspominałem wcześniej – defensywa jest tak dobra jak jej najsłabsze ogniwo, a więc wystarczyło, że jeden element układanki nie funkcjonował tak jak powinien i wszystko się sypało.
Problem numer 2 – na starcie Mourinho spotkał się z czymś, z czym spotykał się na końcu. Jose przyszedł do klubu i okazało się, że wielu piłkarzy chce być gwiazdami tu i teraz. Niektórzy piłkarze nie chcieli zaakceptować defensywnego stylu gry, w którym nie mają żadnej swobody. To jest Manchester United proszę pana i tutaj gra się na 4:3, a nie 1:0. Tego oczekiwali kibice i piłkarze. Problem w tym, że tego nie oczekiwał zarząd i Mourinho. Dlatego gra „Czerwonych Diabłów” nie wyglądała tak, jakby na boisku znajdowały się diabły…

Problem numer 3 – Portugalczyk nie zwykł przekonywać piłkarzy, tylko wymagał posłuszeństwa. On wiedział, że jest genialnym taktykiem i ja mu to przyznaję, tylko nie możesz wejść, rzucić kartkę z rozpiską na stół i powiedzieć – mam w nosie kim jesteś, masz robić to co Ci każę robić. Dlatego w drużynie było wiele nierozwiązanych problemów, których Mourinho po prostu nie zwykł rozwiązywać.
Dla przykładu – Martial. Człowiek z ogromnymi problemami przez to, że nie miał obok siebie człowieka, który mógłby zapanować nad jego głową. Chłopak szybko stał się milionerem, machnął dzieciaków i otworzył swoją linię odzieżową AM9 po czym… zabrano mu numer 9 bez pytania o zdanie. Antek został chamsko potraktowany przez klub, a to był tylko początek jego problemów. Zawaliło mu się życie osobiste, zawalił mu się biznes (wyobraź sobie, że otwierasz biznes sygnowany numerem 9 i nagle musisz go zmienić) i w dodatku posypały się jego marzenia o karierze super zawodnika, bo Mourinho kazał mu grać w defensywie. Postaw się w sytuacji tego chłopaka… dramat. W jego odczuciu dostawał w twarz z każdej strony. Później okazało się że ma inne partnerki, nieoficjalnie dziecko itd. Chłopak wpadł w wir kłopotów, który rodził kolejne kłopoty. To był tylko nastolatek. I nie było osoby, która wyprowadziłaby go na prostą. Dla Mourinho był pionkiem w jego genialnej taktyce. Z jego punktu widzenia miał robić tylko to co on mu każe i nic więcej, a jak nie… to nie będzie grał. I tyle. Tak funkcjonuje myślenie Jose.
Teraz odwróć punkt widzenia i postaw się w sytuacji Martiala. Co jesteś w stanie zrobić jak życie sypie się na łeb, a szef wysyła nowe rozkazy, nie bacząc na twoje problemy? Gdyby w klubie był menedżer potrafiący zachować się jak ojciec, a nie jak szef, być może w Manchesterze United biegałby zawodnik pokroju Mbappe, bo chłop miał możliwości… Mourinho nie pomagał piłkarzom i nie rozwiązywał ich problemów. Przypadek Martiala to jeden z wielu, które miały miejsce w klubie. Jeśli do klubu przyjdzie ktoś, kto mentalnie postawi Antka na nogi, to zobaczysz jak dobrym zawodnikiem może być Francuz. Mam nadzieję, że Ole właśnie tego dokona.
Problem numer 4 – zły dobór sztabu szkoleniowego. Czasem miałem wrażenie, że Mourinho w swoim sztabie specjalnie nie ma ludzi, którzy mogliby być mądrzejsi od niego. Nie ma nic gorszego niż brak kogoś, kto mógłby na ciebie spojrzeć z boku i powiedzieć – stary, co to robisz? Sir Alex Ferguson kiedyś powiedział, że najważniejsze decyzje w jego życiu jako menedżera dotyczyły sztabu. To z kim ma pracować, kim ma się otoczyć i jaki wpływ mają mieć na niego Ci ludzie, było kluczem do sukcesu. Mourinho uważał jedną słuszność – swoją. Ona przyniosła mu już chwałę i puchary, więc z pewnością była słuszna.
Problem numer 5 – lata sukcesów i pogłębiania wiary w samego siebie sprawiły, że Portugalczyk ma ogromne ego. Czasem można było mieć wrażenie, że rosło ono do niewyobrażalnych rozmiarów. Sam dla siebie był geniuszem – „the special one”. W efekcie często zrzucał winę z siebie na piłkarzy lub sędziów, co tylko potęgowało wśród ludzi przekonanie, że jego ego rośnie, rośnie i… wciąż rośnie.
W moim osobistym odczuciu miarka się przelała po odpadnięciu z Sevillą w Lidze Mistrzów. Wtedy to na pomeczowej konferencji Mourinho powiedział, że ten klub powinien być przyzwyczajony do odpadania z europejskich pucharów. Jego późniejsze durne tłumaczenia, że chodziło mu o dawny mecz z Porto chyba nikogo nie przekonały. I tak muszę przyznać, że o ile do meczu z Sevillą byłem człowiekiem, który wierzył że zespół pod wodzą Mourinho może jeszcze czegoś dokonać, o tyle po tym meczu z dnia na dzień wyczekiwałem jego zwolnienia. Niestety, musiałem długo czekać.

Tak samo jestem zażenowany sytuacją, która miała miejsce w Turynie. Manchester United rzutem na taśmę wygrał z Juventusem 2:1, a Jose po ostatnim gwizdku sędziego wyszedł na murawę i przystawił rękę do ucha. W moich oczach było to tak małostkowe, że aż nie wiem jak to wyrazić. Gdyby jego zespół zmiótł rywala z boiska, to taki gest byłby słuszny. Jednak jak to Ronaldo po meczu powiedział – Manchester United nie zrobił nic, aby ten mecz wygrać, to my sami im oddaliśmy to zwycięstwo. Zamiast się puszyć i łechtać swoje ego, porządny trener spuściłby głowę, podał rękę przeciwnikowi i ze spuszczoną głową zszedł do szatni. Dlaczego ze spuszczoną? Bo w tej głowie powinny kołatać się myśli – wygrałem, ale przypadkiem, to był zwykły fart. Tak naprawdę spieprzyłem ten mecz i muszę coś poprawić, muszę znaleźć moje błędy, muszę to naprawić przed kolejnym spotkaniem. Jest różnica pomiędzy zachowaniem Mourinho a takim, którego ja bym oczekiwał?
Problem numer 6 – brak szacunku do innych, w szczególności do pracowników klubu. Jestem prawdziwym kibicem i bardzo mocno zagłębiam się w sprawy klubowe. Czasem nawet aż do tego stopnia, że wiem kto stawia się na wigilii dla pracowników klubu. Wyobraź sobie, że Mourinho ani razu na takiej uroczystości się nie stawił. Co zrobił Ole Gunnar Solskjaer po przybyciu do klubu? Z wielką chęcią i uśmiechem udał się na wigilię klubową. To jeden przykład, który naprawdę można mnożyć, jednak tekst jest już na tyle długi, że poprzestanę na nim.
Podsumowanie
Jose Mourinho to genialny trener i spec od taktyki. To człowiek zapatrzony w siebie, który wymaga pełnego posłuszeństwa od otaczających go ludzi i piłkarzy. Sęk w tym, że traktuje ich przedmiotowo. Cała kultura pracy Mourinho złożyła się na to, że całkowicie minął się z powołaniem przychodząc do Manchesteru United. To nie jest klub, który byłby w stanie zaakceptować warunki pracy Portugalczyka. Na Old Trafford wymaga się wizjonerskiej gry do przodu, szacunku do ludzi na każdym szczeblu i wychowywania gwiazd. Tutaj nigdy nie było i nie będzie rzemieślników gotowych wykonywać żmudną i powtarzalną pracę dla swojego menedżera. W historię tego klubu wpisani są wizjonerzy futbolu. Prawdziwi artyści. I kolejni piłkarze, którzy przychodzą do tego klubu chcą być właśnie takimi piłkarzami. Chcą wyrażać siebie na boisku.
Moim zamiarem było napisanie tego felietonu pozostając w neutralnej pozycji i zarazem pokazanie współpracy z Mourinho z dwóch punktów widzenia – menedżera i piłkarzy. Chciałem pokazać, że on wcale się nie wypalił, tylko zupełnie minął się swoją filozofią z oczekiwaniami, które przed nim stawiano. Jeśli Jose zdecydowałby się objąć klub pełen rzemieślników pragnących sukcesu, to wróżę mu dobrą przyszłość. Te kluby od lat starają się odbudować i nie mogą tego zrobić. Jeśli piłkarze byliby gotowi stać się pionkami na planszy Mourinho w imię sukcesu, to Portugalczyk znów by wygrywał.
Tak więc, czy Mourinho jest dobrym trenerem? Tak.
Czy był dobrym kandydatem dla Manchesteru United? Nie.
Komentarz do “Jose Mourinho – co poszło nie tak w Manchesterze United?”
Paul Pogba to główna przyczyna niepowodzenia Mourinho w MU